PRZECZYTAŁEM: Andrzej Klim na remis

Autor: Andrzej Klim

Tytuł: Polska-Niemcy 1:0, czyli tysiąc lat sąsiedzkich potyczek.

Wydawnictwo: Dom Wydawniczy PWN

Rok wydania: 2015

Stron: 320

Format: ebook

Nowe spojrzenie na polsko-niemiecką historię: z humorem i bez obawy o to, że dosadne określenia czy niewygodne sądy zaszkodzą dobrosąsiedzkim relacjom.

Ta książka to złośliwy i politycznie niepoprawny zarys historii ponadtysiącletnich kontaktów Polaków i Niemców. Kontaktów, które – zanim ostygły do obecnej temperatury – doprowadzały do stanu wrzenia nie tylko nasz zakątek Europy, ale, bywało, że i cały świat. Dzieje polsko-niemieckich relacji obfitowały w wydarzenia ponure, okrutne i przerażające, a takie najlepiej jest oswajać śmiechem i żartem. Bo tylko w nienormalnym świecie śmiech budzi obawę.

Autor prowadzi opowieść od czasów Mieszka I po II wojnę światową. Przytacza wydarzenia opisywane w podręcznikach, ale i te znane jedynie pasjonatom historii. Wplatając w narrację wątki osobiste, oswaja „wielką” historię.

Materiał reklamowy

Zabierałem się do tej książki z wielką chęcią, wydawało mi się bowiem, że dostanę smakowity kąsek. Książkę przepełnioną faktami, ciekawostkami i niejednoznacznymi ocenami (historia bywa trudna, nie zawsze mieliśmy rację). Wyszło remisowo.

Książka podzielona jest na rozdziały, każdy opisuje inny etap naszych wzajemnych polsko-niemieckich stosunków – mamy Piastów, Krzyżaków, rozbiory Polski, II wojnę światową, Powstanie Warszawskie oraz spis najważniejszych bitew. Podział ten zdaje egzamin, natomiast samych rozdziałów jest za mało i są bardzo nierówne.

Autor nie spogląda na polsko-niemiecką historię ani w sposób „nowy” ani nie przedstawia „niewygodnych sądów”. Książka jest poprawnym opisem stosunków pomiędzy sąsiadami, jednak bez „dosadnych określeń” ani „humoru”. Owszem, zdarza się autorowi wpleść jakąś kąśliwą uwagę (zwraca uwagę na zafiksowanie Niemców na punkcie mitycznej „kultury”) jednak często jest to ten sam dowcip – „o widzicie, znowu mówili o kulturze gdy nas najeżdżali”.

Andrzej Klim rzeczywiście prowadzi opowieść od czasów Mieszka I po II wojnę światową, jednak tutaj odczuwałem niedosyt. Dlaczego historia opowiedziana jest tylko do II wojny światowej? Dlaczego autor nie pociągnął tematu do czasów bardziej współczesnych? Sama kwestia podziału Niemiec i stosunków dwóch państw niemieckich z PRL mogłaby być silnym punktem tej książki. Nie mówiąc o historii po ’89 r. i polsko-niemieckim pojednaniu.

Rozdziały traktujące o Piastach, Krzyżakach i rozbiorach Polski czyta się świetnie. Dużo faktów, czasami mniej znanych. Dobrze przedstawione są okoliczności wydarzeń, jednak czasami brakuje w nich głębi – w rozdziale mówiącym o rozbiorach czytamy o tym jak polska magnateria wisiała na klamkach obcych mocarstw i jaki ból głowy mieli polscy władcy z dynastii Sasów, jednak sytuacja wewnętrzna Polski gubi się w opisie sytuacji zewnętrznej i knowań sąsiednich mocarstw.

Bardzo dużym rozczarowaniem są dla mnie natomiast rozdziały dotyczące II wojny światowej i Powstania Warszawskiego. Są one dość krótkie i nie przekazują niczego ponad to, co mogliśmy przeczytać w podręcznikach szkolnych. Wielka szkoda, że autor tak mało miejsca poświęcił dość skomplikowanym stosunkom pomiędzy II RP i 3 Rzeszą przed wybuchem konfliktu.

Książka miała bardzo duży potencjał, jednak uważam, że został on w pewien sposób zmarnowany. Autor potrafi pisać co udowodnił w pierwszych rozdziałach, jednak mam wrażenie, że w pewnym momencie stracił zapał albo siły. Starcie autora z czytelnikiem oceniam na bramkowy remis.

Zapaść

Nadchodzą takie dni, gdy po prostu nie chce się czytać. Ogarnia człowieka taka niechęć, książkowstręt, że zajmuje się odmóżdżającymi rozrywkami. Książki się piętrzą i piętrzą, chce się więcej (ta przypadłość nie wyklucza uzależnienia od kupowania książek), ale zamiast konsumpcji czy też delektowania się jest chomikowanie. A po jakimś czasie wszystko mija i czuje się ten głód książki, zarywa się noce, jeszcze jeden rozdział, jeszcze jedna strona, jeszcze jeden akapit. I wtedy ta zapaść czytelnicza staje się czymś śmiesznym i nierzeczywistym. Dopóki nie powróci.

Leopold Tyrmand – „Dziennik 1954”

Tyrmand był niewątpliwie jedną z najbarwniejszych postaci powojennego środowiska literackiego.  Popularyzator jazzu, bikiniarz, po zamknięciu Tygodnika Powszechnego nie mógł nigdzie znaleźć stałego etatu, bowiem ciągnęła się za nim sława ekscentryka i człowieka niepokornego, co w tamtych latach nie było zbyt mile widziane w zatęchłym środowisku literackim Warszawy. Środowisku, które zaadaptowało się do nowej rzeczywistości, służąc komunistom swoimi piórami a co za tym idzie – umysłami i sumieniami. Mimo chwil zwątpienia, Tyrmand z całą stanowczością odrzuca konformizm:

Przez te wszystkie lata nie opuszczało mnie kontrolne pytanie: czy wierzę w swoją słuszność, czy aby się nie mylę, czy sądzę, że mam rację. Rzeczywistość zdawała się odpowiadać na nie twierdząco. Widziałem mordęgę mas ludzkich w jarzmie totalizmu i kneblowanie człowieka; widziałem codzienną administrację niesprawiedliwości i krzywdy, o jakiej nie śniło się Sinclairom i Malraux; widziałem terror rodzący zło i deprawacje natury ludzkiej, nie znane dotychczasowym pesymistom; słuchałem kłamstw, wobec których zawodzi najwnikliwsza ostrożność, a nawet niewiara; widziałem bezlitosne, dzikie okrucieństwo względem bliźniego uświęcone jako norma współżycia.

Powie ktoś, że nie chcę dostrzec piękna, dobra i prawdy, w oczy bijących triumfów, że upieram się przy cenie, jaką płaci się za chwałę gigantycznych korekt. Że nie widzę dymiących kominów i owej potężnej pajdy chleba z margaryną, którą rzesze robotniczych i chłopskich dzieci mają zapewnioną raz na zawsze w szkołach i uniwersytetach, gdzie dowiadują się o Pasteurze, silnikach odrzutowych i metodologi. Chcę, ale moje postrzeganie zmącone jest pytaniami, tak koszmarnymi i licznymi, że ani strach, ani rezygnacja, ani obiektywizm nie skonstruują już żadnych mostów. Brudne, prowincjonalne dworce i serce starej, zrozpaczonej kobiety stojącej trzeci dzień w ogonku po lekarstwo – oto mój komunizm.

Jaki cel przyświecał więc autorowi Złego? Czym był dla niego dziennik, pisany przez pierwsze trzy miesiące roku 1954? Był przede wszystkim ucieczką od otaczającej go szarości komunizmu; od  środowiska którym gardził i przez które był pogardzany; od wszechobecnego kłamstwa. Analizuje Polskę w której żyje, Polskę lat 50., pełną absurdów które z lubością opisuje i wyśmiewa. Dziennik ten, staje się oazą prawdy, opisuje w nim postawy i charaktery ludzi których spotyka, daje upust swojemu rozgoryczeniu i, czasami, rozczarowaniu sytuacją życiową w której się znalazł. Z pozoru zachowuje dobry humor, dalej prowokuje reżimowych literatów, jednak gdy wraca do swojego pokoju zalewa go poczucie beznadziei, w pewnym momencie twierdzi nawet, że pisanie jest bezsensowne. Mimo tego, cały czas nie opuszcza go przekonanie, że ugięcie karku przed komunistami byłoby czymś gorszym. Nie ma pieniędzy, chwyta się chałtur, ale jednocześnie zachowuje lojalność dla swoich przekonań. Tyrmand w swojej niezłomności jest doprawdy człowiekiem godnym podziwu.

Na łamach Dziennika spotykamy wielu znanych ludzi. Przewijają się tam Herbert, Kisielewski, Kałużyński, Lem, Turowicz, Szczepański i inni. Ponadto, Tyrmand opisuje swój związek z Bogną/Krystyną, o wiele lat od niego młodszą dziewczyną. Oprócz Bogny pojawiają się w życiu pisarza inne kobiety, nie szczędzi nam on opisu swoich erotycznych przygód, używając przy tym niezwykle bogatego i barwnego języka, nie stroniąc także od przekleństw.

Czy warto sięgnąć po Dziennik? Zdecydowanie, choćby po to by poznać życie warszawskiego inteligenta lat 50., inteligenta dla którego szczerość wobec siebie i swoich przekonań jest najważniejsza.

Przegrałem wszystkie bitwy, ten dziennik to ostatnia reduta i będę się spoza niego bronił tak długo, jak długo będzie można. Co wieczór wstępuję na szaniec. Ja wiem, jestem niczym, zaś nic na szańcu znaczy, że nie ma niczego. Nie ma zresztą żadnego szańca. Ale ja wiem, że coś jest, coś, czego nie umiem nazywać, lecz wiem, że jest. We mnie i dokoła mnie. Więc nie jest jeszcze tak źle.